Karolina Sulej
Parasolnictwo
Parasolka to przedmiot, którego historia sięga czasów starożytnych – był wtedy luksusowym rekwizytem codzienności. W antycznej Grecji, w Egipcie, w Mezopotamii i Asyrii po parasol sięgała arystokracja, żeby chronić się przed palącym słońcem. W służbie precyzji wypada dodać, że sięgali po niego niewolnicy owych wysoko urodzonych, a ich zadaniem było z parasolem za swoim właścicielem podążać. Widać to choćby na przedstawieniach odkrytych w ruinach Niniwy – na dawnych murach widać pozostałości malowidła, które przedstawia sługi niosące rozpięty nad władcą parasol ze zwisającymi pomponami. Ówczesne wynalazki składały się najczęściej z drewnianego czy bambusowego trzonka, na którego końcu znajdowała się tkanina, materiał zwierzęcy lub liście rozpięte na płaskiej ażurowej konstrukcji.
Nazwa parasol ma włoski źródłosłów – para sole oznacza ochronę przed słońcem. Angielskie określenie umbrella kładzie z kolei nacisk na rezultat tej ochrony – słowo to ma w sobie cień ( łac. umbra). Jedynie francuska nazwa un parapluie świadczy, że ten przedmiot miał chronić użytkowników także przed deszczem.
O ironio, europejska moda na parasole przeciwdeszczowe, także zaczęła się we Włoszech, od drewnianych konstrukcji wykorzystujących do rozpostarcia daszku miękkie skóry. W Chinach przy konstruowaniu przeciwdeszczowych parasolek korzystano zaś z jedwabiu i papieru pokrytego tłuszczem. Malowane w kwiaty, ptaki i pejzaże do dziś uznawane są za te najcenniejsze. Dodatkowo były niesłychanie jak na ową epokę funkcjonalne – miały specjalne rynienki, w których zbierała się deszczówka, następnie wykorzystywana przez arystokratki do zabiegów kosmetycznych.

W Europie nowożytnej moda na korzystanie z parasoli rozwinęła się dopiero w XVII wieku i przywędrowała właśnie z Chin. Przez dobre kilka wieku z parasolek korzystały głównie damy. Wykonywano je z kosztownych cienkich materiałów, takich jak chiński jedwab, zdobiono frędzelkami, kokardami, koronką i drogimi kamieniami. Malowano lub haftowano. Miały rączki z kości słoniowej, ze srebra, złota, mahoniu lub hebanu, często z wygrawerowanymi inicjałami. Korzystanie z parasoli było jednak wciąż mozolne – otwierać je należało powoli i często z pomocą zręcznych rąk sługi – nie była to wciąż rzecz demokratyczna, a świadczyła o statusie społecznym, w ramach którego można sobie było pozwalać na fanaberie chronienia skóry i odzienia przed wpływem pogody. Parasolka była więc przede wszystkim dopełnieniem stroju i jako taka musiała być dekoracyjna – stopień skomplikowania zdobień na parasolce mówił wiele o tym, na jaką jakość rzemieślniczej pracy mistrzów może sobie pozwolić właścicielka czy właściciel. Gentelman z parasolem uważany był za zniewieściałego i stawał się obiektem kpin. Dopiero francuscy władcy od Ludwika XIV poczynając zaczęli wprowadzać parasol jako eleganckie męskie akcesorium.
Najdłużej broniła się przed taką tendencją Wielka Brytania – tam mężczyźni zaczęli spacerować pod parasolami dopiero w początkach XIX wieku. Pierwszy sklep sprzedający parasole został otwarty w Londynie 1830 roku (James Smith&Sons istnieje do dzisiaj przy 53 Oxford Street).
Mówi się, że postęp spowalniało silne lobby dorożkarskie, które obwiało się spadku przychodów z interesu. Kto będzie potrzebował dorożki, jeśli przy sobie będzie nosił ochronę przed pogodą? Postęp był jednak nie do powstrzymania – parasolki stawały się coraz tańsze i dostępniejsze – arystokratę było stać na dorożkę, ale niżej w drabinie społecznej nie chciano już moknąć na wietrze i uważać potrzebę ciepła i suchości na skórze za fanaberę – parasolki poszły w lud.
Nowoczesny, powszechnie dostępny parasol, który można złożyć i rozłożyć wynaleziony został w Paryżu w roku 1715, przez Jeana Mariusa. Zorganizowano kampanię reklamową, mającą promować ten wynalazek, jako praktyczny parasol „kieszonkowy”. W nagrodę za swoje odkrycie, Jean Marius otrzymał monopol na produkcję parasoli składanych i był ich wyłącznym wytwórcą przez pierwsze pięć lat. Znany nam dziś metalowy stelaż powstał jednak w Wielkiej Brytanii, w roku 1852. Wynalazcą tej konstrukcji był Samuel Fox – niepotwierdzony fakt związany z tym odkryciem jest taki, jakoby do wymyślenia stelaża miał go zainspirować damski gorset. Parasolki z tym stelażem nosiły nazwę „Paragon”. Brytyjski biznesmen założył prężne przedsiębiorstwo o nazwie Fox Umbrella Frames Ltd i parasolki „Paragon” zyskały szerokie uznanie. Samuel Fox stał się największym producentem parasolek na świecie. Fabryka mieściła się w Sheffield, w hrabstwie Yorkshire, na północy Anglii aż do 2008 roku.
Obecny system otwierania i zamykania parasoli opatentował w 1885 roku Amerykanin William Carter i wprowadził parasol w takiej formie, jaką znamy dziś. Z kolei Niemiec Hans Haupt wynalazł na początku XX wieku automatycznie rozkładany parasol. Odkrycie zapewniło mu sławę i zaowocowało powstaniem jednej z najsłynniejszych firm parasolniczych Knirps.
Według zachowanych spisów cechów rzemieślniczych, w początkach niepodległej Drugiej Rzeczypospolitej, w latach 20. XX wieku, w samym tylko Krakowie czy Warszawie funkcjonowało kilkunastu parasolników. Parasol był idealnym prezentem „na czasie” dla nowoczesnej damy czy dżentelmena, jednak wciąż towarem z półki szczególnych, wymagających zaoszczędzenia odpowiedniej sumy.
Sytuacja zmieniła się diametralnie wraz z pojawieniem się tworzyw sztucznych, w szczególności zaś nylonu. W latach 60. Nastąpił prawdziwy boom na nylonowe Knirpsy, wygodne, 15-cm długości, w całej gamie wzorów i kolorów, jeszcze lżejsze, smuklejsze i trwalsze niż ich protoplaści.
Dziś najczęściej parasole produkuje się maszynowo, jak najtaniej, najczęściej w Chinach lub innych krajach Dalekiego Wschodu –są tak tanie, że nie żal parasol kupić i nie żal też parasol zgubić. Znajdują się w czołówce najszybciej wyrzucanych lub psujących się akcesoriów i mało kto po nich płacze. Nieliczni traktują parasol jako inwestycję w jakość i wybierają z namysłem, szukając rzemieślniczej jakości i ręcznej roboty – najczęściej nie brak nawet wiedzy o tym, e wciąż istnieją zakłady, gdzie parasolki to efekt ręcznej roboty. To zanikające rzemiosło.
Jedną z nielicznych specjalistek parasolnictwa jest pani Barbara, której pracownia mieści się w sercu szarej Pragi, w Warszawie. Front pracowni pani Barbary przyciąga uwagę miętowym kolorem i różowym parasolem widniejącym na drzwiami. Na witrynie – parasole ułożone jak wachlarz. A gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, szyld – „ Parasolnictwo. Naprawa i sprzedaż parasoli. Rok założenia 1957”. Zakład założyła mama pani Barbary, Karolina, ale córka uczyła się fachu już jako nastolatka, a w wieku osiemnastu lat zdała egzamin czeladniczy i przejęła rodzinny biznes, który prowadzi do dziś. Klientów nie brakuje, bo – jak podkreśla pani Barbara – zawsze będziemy potrzebowali parasoli. Parasol to konstrukcja genialnie prosta, jak wynalazek koła. Oczywiście bywały kryzysowe lata – na przykład kiedy na bazary trafiły chińskie, tanie parasoleczki. Bywają też kryzysowe miesiące – najczęściej zimowe, bo przed śniegiem ludzie nie chcą kryć się pod parasolem, a raczej pod kapturem. Sezon trwa od maja do listopada. Klientki najczęściej wybierają automaty składane na trzy albo kompaktowe parasolki do torebki. Najpopularniejsze są brązy i granaty, choć ostatnio wraz ze zmieniającą się modą, pojawia się więcej koloru. Parasole przepoczwarzają się stosownie do epoki. Kiedyś stelaże były stalowe, dziś najpopularniejsze, to te z włókna węglowego. Kiedyś materiałami na pokrycie parasola były bawełny, tafty, potem stylon, nylon, dziś głównie poliester. Zdaniem pani Barbary dobry parasol to inwestycja na lata, choć trzeba wydać jednorazowo około 100zł. Do naprawy w swoim zakładzie przyjmuje nawet 30, 60-letnie parasole, a rekordzista miał sto lat. Materiał się rwie, ale stelaż zostaje. Mama Barbary mówiła, że najważniejsze, to wyrobić punkt – to się udało, sklep jest znany od lat. „Klientki dowiadują się o mnie pocztą pantoflową, mam też Facebooka – córka założyła”, podkreśla parasolniczka. „Szykuje się, żeby objąć pracownię po mnie. Mówi: Mamo, a dlaczego takie dziedzictwo ma ginąć.”